Hans Castorp –
bohater Czarodziejskiej Góry Tomasza Manna – wiedzie ze swym kuzynem
Joachimem Ziemssenem rozmowę na temat czasu. Wywody zaczyna ten pierwszy.
- Dużo i z sympatią myślę o Chaldejczykach, gdy
tak leżę i patrzę na te planety, które oni już znali, bo wszystkich jednakże
nie znali, choć byli tak mądrzy. Ale tych, których nie znali, ja też nie mogę
dojrzeć, Uran został odkryty za pomocą teleskopu dopiero niedawno, przed stu
dwudziestu laty.
- Niedawno?
- Pozwól,
że nazwę to „niedawno” w porównaniu z trzema tysiącami lat od owych czasów. Ale
gdy tak leżę i oglądam sobie planety, to te trzy tysiące lat stają się dla mnie
też „niedawno” i poufale jak o bliskich istotach myślę o Chaldejczykach, którzy
je również widzieli i po swojemu ujmowali – i to jest ludzkość.
Zbigniew
Herbert w eseju Lascaux pisał podobnie:
Wracałem z Lascaux tą samą drogą, jaką
przybyłem. Mimo że spojrzałem, jak to się mówi, w przepaść historii, nie miałem
wcale uczucia, że wracam z innego świata. Nigdy jeszcze nie utwierdziłem się
mocniej w kojącej pewności: jestem obywatelem Ziemi, dziedzicem nie tylko
Greków i Rzymian, ale prawie nieskończoności.
To jest
właśnie ludzka duma i wyzwanie rzucone obszarom nieba, przestrzeni i
czasu. „Biedne ciała, które mijacie bez
śladu, niech ludzkość będzie dla was nicością; słabe ręce wydobywają z ziemi
noszącej ślady oriniackiej półbestii i ślady zagłady królestw – obrazy, które
budząc obojętność czy zrozumienie, jednako świadczą o waszej godności. Żadna
wielkość nie da się oddzielić od tego, co ją podtrzymuje. Reszta to uległe
stwory i bezrozumne owady.”
Jedność ponad
czasem. Rzeczywistość zredukowana do obrazu, innym razem do słowa, jest
bogatsza niż rzeczywistość przeżywana jednostkowo. Ludzkość to człowiek
zatopiony w kulturze. Poniekąd dziwne jest, że Castorp - to współczesne
wcielenie poszukiwacza Graala - zamiast swoim jednostkowym rozwojem zajmuje się
ideą ludzkości. Być może to wstępna faza uzależnienia od Settembriniego –
piewcy humanizmu. W końcu się od niego wyzwoli. Herbertowi zaś nie ma co się
dziwić. Historia (często ta zapomniana, jak w przypadku templariuszy czy
katarów) jest źródłem godności, odskocznią od codzienności i jedyną szansą
zaprowadzenia w tej ostatniej jakiegokolwiek (choćby literackiego) porządku.
Ziemssen do
tego stopnia jest przywiązany do rzeczywistości, że nie potrafi redukować
minionego czasu, zdolny jest do patrzenia tylko w przyszłość, a teraźniejszość
w Berghofie traktuje jako jej swoistą zapowiedź, obietnicę. Z kolei Castorpowi
(podobnie zresztą jak Herbertowi) owładniętemu moralną wielkością i godnością
humanizmu łatwiej jest znosić czas, poruszać się w jego rozciągliwej
strukturze, przymierzać go do swoich idei i szukać w nim potwierdzenia.
„Przestrzeń –
pisze Mann – spostrzegamy przecież za pomocą naszych organów zmysłowych, za
pomocą wzroku i dotyku. No, dobrze. Ale co właściwie jest naszym organem
czasu?” Zauroczony tą niejednorodnością czasu Castorp mówi nawet: „Czym jest
właściwie czas: niczym innym jak tylko 'niemową', słupkiem rtęci bez skali.”
Upływ czasu może być modyfikowany, a nawet likwidowany tylko wtedy, gdy
przyłoży się do niego odpowiednią miarę i może nią być właśnie wielkość i
godność człowieczeństwa. Wielkość niekoniecznie moralna, równie dobrze
zastępuje ją wielkość twórcza.
Problem czasu
zaczyna stawać się problemem treści tkwiących w tym zjawisku, sam w sobie
przestaje być ważny i dlatego Mann pisze: „Czy można opowiedzieć czas, czysty
czas jako taki, czas sam przez się i w sobie? Zaiste nie, byłoby to usiłowanie
niedorzeczne.”
Czasu nie
dosięga ani indywidualizm, ani ponadindywidualizm. Dla Ziemssena czas jest
zamknięty za nieprzekraczalną granicą jego życiowych iluzji, Castorp traci go z
oczu, żyjąc jego treściami. A jednak czas można opowiedzieć, zrobił to Rilke w Die
Zeit vertreiben. Ale o tym innym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz