W opowiadaniu pt. Syn marnotrawny André Gide wprowadza do historii biblijnej trzeciego brata. Jest on w wieku tego, który właśnie powrócił w pokorze do domu ojca, i podobnie jak ów przegrany włóczęga buntuje się, nosząc się z zamiarem porzucenia ojcowskiego domu. Opuści go zresztą, niosąc z sobą resztkę nadziei, jakimi kierował się jego starszy brat, gdy porzucał rodzicielski dom, i jakie jeszcze się w nim tlą, mimo że wrócił pokonany. O jakie nadzieje chodzi, dowiadujemy się z rozmowy syna marnotrawnego z jego starszym bratem, tym, który tak bardzo się obruszył, że ojciec bardziej się cieszy z powrotu tego, który roztrwonił część jego majątku niż z obecności tego, który był mu zawsze wierny. Swoją drogą Gide pokazuje ojca jako już zniedołężniałego i bezwolnego, którym najstarszy syn powoduje, jak chce. Oto starszy syn strofując niewłaściwą decyzję marnotrawcy, cytuje Apokalipsę (3, 11) i mówi: Trzymaj co masz, aby żaden nie wziął korony twojej. Dodaje, że w domu ojca miał wszystko, co mu było potrzebne, i że odrzucając to, stał się tych darów niegodnym. Ten odpowiada jednak, że zna ten cytat dobrze i że wie również, że ma on ciąg dalszy, który brzmi: Kto zwycięży, uczynię go słupem w Kościele Boga mego, a więcej z niego nie wynidzie. Oto przyczyna porzucenia domu. Jemu chodziło o coś więcej. Pragnął więcej. A to mogło znajdować się tylko poza domem. Przegrał i dlatego wrócił. Może to więcej znajdzie tutaj, tego nie wie, ale resztka nadziei jeszcze się w nim tli. Unosi tę nadzieję razem z sobą najmłodszy syn. Jest w o tyle lepszej sytuacji, że nie dysponuje majątkiem, który mógłby roztrwonić, wyrusza z pustymi rękami. Chodzi o to, by je napełnić, a nie by stracić. Marnotrawnemu również o to chodziło, jednak posiadanie, implikowało najpierw stracenie wszystkiego, co posiadał. A wówczas nie starczyło mu sił, by ponownie napełnić ręce czym innym, ale jednak napełnić. Tę próbę podejmuje najmłodszy.
W warstwie symbolicznej posiadanie i powrót do domu ojca jest mocno naznaczony sensami, jakich spodziewalibyśmy się po historii wiernej biblijnej przypowieści. Chodzi przecież o dotarcie do Boga, zdobycie Królestwa Niebieskiego, o Łaskę, Zbawienie, i co tam jeszcze. By do Boga dotrzeć, trzeba stracić wszystko, co się posiada. (Mk 8, 34-39 i Łk 17, 32-33 Ktokolwiek starałby się zachować duszę swoją, straci ją; a kto by ją stracił, ożywi ją). Syn marnotrawny to właśnie osiągnął. Najmłodszy wyruszając, paradoksalnie jest w sytuacji, w której był jego starszy brat, gdy wyruszał, i w której jego brat jest, gdy powraca: opuszcza bowiem dom, nic nie posiadając. Niechybnie czeka go więc sukces. Zbawienie.
Takie rozumienie historii syna marnotrawnego zazębia się z ideą zdobywania Boga przez apostazję (pisałem o tym w Znaku Jonasza), jak Jonasz, jak św. Paweł.
Bo co zyskał starszy syn, zostając przy ojcu? Nic, jeżeli nie potrafił zrozumieć gestu ojca, jeśli jego wewnętrzny stan i motywacja nie mają nic wspólnego z postawami ojca. Zresztą, wyobraźmy sobie to psychologicznie, dosłownie. Kto znalazłszy się w podobnej sytuacji, potrafiłby utrzymać na wodzy swój egoizm, choćby w każdej innej sytuacji daleko mu było do egoizmu. Pracuje uczciwie, jest na każde zawołanie, wierny i pomocny, nigdy nie doprasza się o uznanie i nagrodę, a oto dane mu jest oglądać, jak splendory i chwała spływają na tego, który był dokładnym zaprzeczeniem i przeciwieństwem tego wszystkiego, co on sam sobą reprezentował. By zareagować jak ojciec, musiałby być ojcem. By zrozumieć reakcję ojca, musiałby być jego synem – ale synem marnotrawnym. Brat syna marnotrawnego nie jest zdolny do relacji ojciec-syn, tej relacji, która zawiązuje się między powracającym a jego rodzicem.
Nie ukrywam, że czytając opowiadanie Gide’a, stałem po stronie syna marnotrawnego, że najstarszy syn budził we mnie niechęć, może nie nienawiść – jaką czuje najmłodszy (ale tylko dlatego, że ten, który wrócił, woli rozmawiać ze starszym bratem niż z nim) – ale na pewno niechęć. Najstarszy jest miałki, jest zaślepionym doktrynerem, jest ubogim w duchu, który nijak nie może imponować. Jest tym, który w Boga wrasta poprzez przynależność do czegoś, czego nie rozumie. Syn marnotrawny swoją wyprawą odsłania przed swym znękanym i bogatym duchem Boga w całej jego okazałości. Tylko on może go dostrzec.
Matka, którą Gide również dodał do historii, mówi marnotrawnemu, że obawia się o najmłodszego. Mówi:
- Czy zauważyłeś, jak na ciebie patrzył pierwszego wieczoru? Ile szacunku budziły w nim twoje łachmany?! A potem purpurowe suknie, w które przyodział cię twój ojciec?! Obawiam się, że w jego umyśle pomieszało się jedno z drugim i że pociągają go nade wszystko łachmany. A ta myśl wydaje mi się szalona; bo gdybyś ty, moje dziecko, mógł przewidzieć twoją przyszłą nędzę, nie opuściłbyś nas, prawda?
I rzeczywiście. Najmłodszy brat mówi:
- (…) serce zabiło mi tak mocno, kiedy na podwórzu ujrzałem, jak idziesz okryty chwałą.
- Niestety, okrywały mnie wówczas łachmany.
- Tak, widziałem cię; ale już w chwale. I widziałem, co zrobił nasz ojciec: wsunął ci na palec pierścień, pierścień, jakiego nie ma nasz brat.
Czy to właśnie owo pomieszanie, szaleństwo, jakiego obawiała się matka? Tak i nie. Najmłodszy widzi coś więcej. Wszystko to, o czym mówiłem wcześniej, a więc prawdziwą relację syna z ojcem. Jakiej nie ma nikt. Ani najmłodszy, ani tym bardziej najstarszy syn. Najmłodszy to rozumie i dlatego pójdzie w jego ślady. Nie może postąpić inaczej i zresztą ten, który dopiero co powrócił, świetnie to rozumie.
U Gide’a syna marnotrawny jest przegranym. Prawdziwym zwycięzcą może być dopiero ten najmłodszy, ale stanie się nim o tyle, o ile upodobni się właśnie do marnotrawnego. Dlatego też już teraz mówię o tym drugim jak o zwycięzcy.
Jest jeszcze jeden ciekawy rys, w który wyposażył swoje opowiadanie Gide. Otóż ten, który zainspirował syna marnotrawnego do opuszczenia domu, podobnym marzeniem wypełnił duszę najmłodszego. Opowiada o nim matka, mówiąc o najmłodszym:
- O wiele częściej przebywa na folwarku niż tutaj z nami.
- Ach! Cóż on tam robi?
- Nic złego… Ale nie zadaje się z dzierżawcami, woli prostaków, nie mających nic wspólnego z nami, i tych, którzy nie pochodzą z naszych stron, zwłaszcza z takim jednym, co przybył z daleka i opowiada mu rozmaite historie.
- Ach! Świniopas.
- Tak. Znasz go także?
Czyż świniopas nie pełni tej samej funkcji w teście, jaką wcześniej pełniły łachmany? Są jednocześnie zwiastunem sukcesu jak i pozornej porażki syna marnotrawnego. To dopiero los świniopasa popycha go do powrotu, a więc do powrotu do ojca, popycha go do tego, co zwykło nazywać się nawróceniem, a co w rzeczywistości jest zawiązywaniem „znajomości” (J 17, 25 Ja w nich, a ty we mnie, aby osiągnęli doskonałą jedność, i żeby świat poznał, że ty mnie posłałeś i umiłowałeś ich, jak i mnie umiłowałeś) z Bogiem, budową relacji syn-ojciec.
W takim razie, czyż może zdziwić rycina Dürera pt. Syn Marnotrawny, której akcję artysta umieszcza właśnie u koryta, wśród świń?
Syn marnotrawny ma pewien atrybut – pokaźnych rozmiarów drewnianą buławę (jest ona najprawdopodobniej po prostu atrybutem włóczęgi i nędzarza). Taką samą można znaleźć na starożytnych monetach brązowych (jedną z nich posiadał Fulvio Orsini) przedstawiających Diogenesa czy na grafice Theodora Galle wzorującego się na tychże.
Theodor Galle, Diogenes
Mimo że kolekcję Orsiniego datuje się na połowę XVI wieku, jednakże samo przedstawienie, a więc i moneta, musiało być znane wcześniej, skoro Leonardo da Vinci przedstawił sam siebie w podobnej pozie w 1510 r.
Leonardo da Vinci, Starzec, 1510
Co stoi na przeszkodzie, by przyjąć, że Dürer również ją znał? Swoją rycinę stworzył przecież w 1496 roku, a więc zaledwie 14 lat wcześniej niż Leonardo i, co ważniejsze, rok po pierwszej podróży do Włoch. A to już rozszerza nam pole interpretacyjne. Diogenes symbolizował bowiem nie tylko abnegata, ale również akt kontemplacji w samotności, bo właśnie w tym kontekście (zamieniając zresztą buławę na laskę – robi to pewnie, by uniknąć skojarzeń z włóczęgą) rozumie go Leonardo da Vinci.
Spójrzmy na rycinę Dürera.
Albrecht Dürer, Syn marnotrawny, 1496
Wzrok syna marnotrawnego wyraźnie skierowany jest poza ramy obrazu, my nie widzimy tego, co on. On nie widzi, tego co my. Zupełnie jak Diogenes, czyli filozof medytujący w samotności, wpatrujący się w to, co widzi „wzrok jego ducha”. Dzieje się tak, gdyż u Diogenesa koncentracja na analizie (tą w przypadku syna marnotrawnego byłoby porzucenie domu i próba życia w wolności) najgłębszych i najistotniejszych problemów ludzkiego istnienia łączy się z pogardą dla ziemskiej sławy – w przypadku syna marnotrawnego byłaby nią pogarda wobec właściwych postaw i wobec powszechnego mniemanie o sukcesie, jakie mógł mieć na przykład najstarszy syn.
Analogicznie jak najmłodszy – matka widziała łachmany, on chwałę – tak i marnotrawny, zamiast świń, widzi Boga. Zresztą rycina jest jakby niepełna – urwana krowa, połówki dzików, osypujące się budynki. To nie tylko metafora nędzy, w którą wpadł marnotrawca, to również oznaka pewnej degradacji świata, w którym przebywa, a ponad który się wznosi, zwracając się w duchu do tego pełnego, boskiego. Gdzie dobrze się jada, gdzie łóżko (…) starannie posłane. Gdzie pełnia.
Co prawda syn marnotrawny Gide’a wspomina pokornie, że motywacją powrotu było lenistwo, głód, tchórzostwo czy choroba, ale z drugiej strony dziwi się również:
- Czy ja Cię rzeczywiście opuściłem, Ojcze! Czyż nie jesteś wszędzie? Nigdy nie przestałem Cię kochać.
Jeśli chodzi o znaczenie nietrwałego otoczenia (osypujące się tynki, rupiecie na podwórku, chaos, dziury w dachu) to ciekawe będzie, gdy pójdziemy dalej w śledzeniu motywu artysty jako myśliciela. Otóż w tym samym czasie, gdy Leonardo malował swój autoportret jako Diogenesa, Rafael w Stanza della Segnatura kończył Szkołę Ateńską. W idealnej architekturze umieścił Rafael zgromadzenie będące wcieleniem geniuszu ludzkiego ducha. Znajdujemy tam między innymi Michała Anioła jako Heraklita. Tak w 1942 r. zidentyfikował to przedstawienie Deoclecio Redig de Campos i odtąd powszechnie jest za takie uznawane. Postać Heraklita-Michała Anioła powtórzył w 1567 na jednych z drzwi Eskurialu nieznany niemiecki intarsjator. Wyraźnie wzorował się on na Szkole Ateńskiej, ale z tłumu mędrców, filozofów i uczonych pozostawił jedynie Heraklita, a pomieszczenie, w którym się on znalazł, mimo wyraźnego piękna i splendoru nosi jednocześnie wyraźne znaki przemijania i ruiny. Przedstawienie z Eskurialu interpretuje się dziś jako wanitatywne – człowiek i jego dzieła wyraźnie przegrywają w konfrontacji z czasem.
Dziwnym trafem i zapewne z dużą dozą przypadkowości – nie twierdzę, że te intarsja z Eskurialu ma coś wspólnego z ryciną Dürera – koło interpretacji nam się zamyka. Myśliciel (albo po prostu człowiek kontemplujący) pośród ruin, które należy rozumieć jako rozpad dotychczasowego świata, a nie tylko wyraz marności i skazania na przemijanie. Słowo ruiny nie jest jednak na wyrost. Jeszcze lepiej to widać na drugiej rycinie Dürera pt. Syn marnotrawny. Została ona stworzona dwa lata później.
Albrecht Dürer, Syn marnotrawny, 1498
Na przekór Gide’owi, który zwycięzcą chce uczynić najmłodszego, dla którego syn marnotrawny jest tylko rodzajem mentora, dla mnie zwycięzcą jest właśnie syn marnotrawny, niedoszły czy były apostata, teraz zaufany, a nawet wybrany ojca. Bo prawdę zdobyć można jedynie samemu, w samotności, nie można ufać mistrzom i przewodnikom (choć być może nie dotyczy to „sprzymierzeńców”, jak określał ich Castaneda). Być może Gide, będąc Francuzem, pamięta, że mentor może przemienić się w menteura (kłamcę). Wspinaczka ku szczytom – w spiętrzenia (monteur) naprędce montowanych wskazówek.