Albert Camus w Micie Syzyfa robi porównanie między współczesnym robotnikiem a Syzyfem. Jego praca jest bezsensowna i beznadziejna. Czy dlatego, że poświęca się czemuś, co nie ma znaczenia? Że jest trybkiem w maszynie, której działania nie rozumie, poddanej prawom ekonomii, polityki, walki o kapitał i władzę? Że jest wykorzystywany, że jego los zależy od silniejszych od niego, bezwzględnych, że nic w ich oczach i planach nie znaczy? Że oddaje swoje życie i swoje siły czemuś, w czym nie ma żadnej trwałości? Jeśli tak, jeśli wszystkie te odpowiedzi są prawdziwe, a muszą być albo wszystkie prawdziwe, albo wszystkie fałszywe, wówczas należy stwierdzić, że życie każdego z nas i że praca każdego z nas jest bez sensu, jest pracą Syzyfa. Nie ważne czym się zajmujemy, nie ważne czy afirmujemy czy też kontestujemy rzeczywistość. Wszystkie postawy, razem i z osobna, są bez sensu, bez celu.
Zresztą – i Camus też to pośrednio mówi – życie pozbawione jest sensu, jest beznadziejne, bo istnieje śmierć. Ale wystarczy stanąć, jak to robi Syzyf, wystarczy przerwać swoją pracę, wystarczy szczypta świadomości – świadomości, że życie jest bez sensu – a wówczas odnajdziemy prawdziwe pocieszenie. Prawdziwe szczęście. Nie to, które zwykło wiązać się ze spełnieniem, z nadziejami i budowaniem, ale to, które wyrasta ze świadomości całkowitego braku możliwości spełnienia – wszak istnieje śmierć, która przerywa życie i niezależnie, czym ono jest, śmierć czyni z niego jego przeciwieństwo. Prawdziwe szczęście wyrasta ze świadomości niemożliwości szczęścia.
Tragedia, pisze Camus, wiąże się ze świadomością. Niekoniecznie mogę się z tym zgodzić. To nieświadomość jest tragedią, tragedią przez długi czas nieuświadomioną, tragedią zawieszoną w swej realizacji. Mogę przystać na twierdzenie Camusa, tylko pod warunkiem zamiany pojęć, by powiedzieć: życie pozbawione świadomości jest zwiastunem tragedii Piekła. Tragedia świadomości jest stanem druzgoczącym, ale jednocześnie jest stanem pełnej samokontroli – przynajmniej takie możliwości stają wówczas przed człowiekiem świadomym. Bo czymże innym jest stanie wobec tragicznej prawdy o swej kondycji, jak nie myśleniem o śmierci? A myślenie o śmierci jest zawsze myśleniem o samobójstwie. Tak jak robotnik jest marionetką w swojej pracy, tak my jesteśmy niewolnikami życia i wynikającej z niego śmierci. Całkowita zależność wynika z nieświadomości, kiedy ona nastąpi, kiedy ostatecznie potwierdzi się bezsens życia. Świadomość jest jak przywoływanie śmierci, planowanie jej. Jak myślenie o samobójstwie, ale jednak jest tylko myśleniem, a nie jego popełnieniem. O tym być mowy nie może. Dokładnie zresztą tak, jak chce tego Camus. Bo tylko stanie twarzą w twarz ze śmiercią jest życiem. Osiągnięcie szczęścia w takim wypadku zależne jest tylko i wyłącznie od umiejętności stawania jej czoła – stania, pozostawania, trwania... w spokoju. Ze swego rodzaju uśmiechem na twarzy. Tak. Trzeba wyobrażać sobie Syzyfa szczęśliwym.